„O charakterze ludzi decydują ich poranki” − tak swój wywód na temat miniaturowego elektrowstrząsu doznawanego na dźwięk budzika podsumowuje Milan Kundera w „Walcu pożegnalnym”. Jak to jest z tymi porankami? Czy na co dzień jesteśmy niewolnikami pośpiechu, a w weekend, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przestawiamy się na tryb slow, celebrując poranki z croissantem i piękną filiżanką w dłoni?
Po pierwsze − skoro poranek jest idealny, to ludzie muszą o tym wiedzieć. Do zestawu śniadaniowego obowiązkowo musi być więc dołączony iPhone. W brzuchu burczy, kawa stygnie, a ty wykonujesz ekwilibrystyczne pozy na łóżku, chcąc złapać odpowiedni kadr i przy okazji nie naruszyć pięknie ugniecionej do zdjęcia pościeli. Eviva l’arte! Kto tak nie miał, niech pierwszy rzuci bezglutenowym gofrem.
Abstrahując od zdjęć wykonywanych na potrzeby mediów społecznościowych i z potrzeby estetyki − dla większości z nas sięganie po telefon tuż po przebudzeniu to odruch bezwarunkowy. Człowiek sprawdzi, co słychać na fejsie, obejrzy bezwiednie jakiś głupi filmik, przescroluje Insta… A gdyby tak…
Nie, nie, zostawmy telefony w spokoju. Pamiętajmy jedynie, by nie brać ich ze sobą do łóżka. Spanie ze smartfonem to: 1. fujka, fujka (Telefony to siedliska bakterii. Przecieracie je codziennie środkiem antybakteryjnym?) 2. Smartfony emitują fale elektromagnetyczne, które robią dużo złych rzeczy organizmowi. Ale dziś nie o tym.
Jak dobrze zacząć dzień, czyli celebrokreacja dla początkujących
Poranna przebieżka po kanałach social media gotowa. Zdążyłaś się kilka razy wkurzyć, patrząc na zdjęcia instamatek, które w okolicach 10 mają już posprzątane, ugotowane i popijają kawkę z rozkosznie wijącymi się bobasami na pięknych kocykach. I liście fantazyjnie rozrzucą. I książkę jeszcze czytają. Z okładką korespondującą ze wzorem na pościeli. A Ty?
Jeśli nie umiesz w poranki, pozostają Ci rady z cyklu: jak dobrze zacząć dzień.
Codziennie wstawaj o tej samej porze
Uregulowany tryb życia jest ważny, ale tresowanie się budzikiem w weekendu w celu uporządkowania rytmu dnia nie jest najlepszym pomysłem. Dlaczego? Trzeba umieć słuchać sygnałów wysłanych przez swój organizm. I gdy daje Ci jasny komunikat − wyglądasz jak miazga i czujesz się jak miazga − odpuść. I odpuść te lifestylowe teksty, które czytasz. Czerwone światło powinno zapalać się, gdy wychwytujesz hasła typu: organizacja poranka, planowanie garderoby, poranne rozciąganie, szklanka wody z cytryną. Zaraz, zaraz… Dlaczego szklanka wody z cytryną?!
Zacznij dzień od wody z cytryną
Szklanka wody z cytryną oczyszcza organizm z toksyn i podkręca metabolizm. Nie kręci jednak tym metabolizmem jak kołowrotkiem, żeby ryzykować dla tego faktu przyjęcie dodatkowych porcji toksyn w postaci pestycydów i innych okropieństw ukrytych w skórce. Jeśli nie chcesz się bawić z myciem cytryn w wodzie o odczynie kwaśnym i potem alkalicznym, to chociaż je porządnie wyparzaj i szoruj. I obieraj ze skórki. Woda z cytryną na czczo jest dobra dla osób, które nie wiedzą, czym jest podrażniona śluzówka żołądka. Jeśli masz wrzody lub wrażliwy żołądek, to rozwiązanie nie dla Ciebie.
Zdrowe, pożywne śniadanie
Udaje Ci się funkcjonować w internetach, nie znając przepisów na jaglankę i owsiankę we wszystkich konfiguracjach? Mnie też nie. Uznajmy, że ten punkt mamy za sobą 🙂
Spotkasz zapewne jeszcze wiele tekstów traktujących o organizacji poranka, planowaniu i rozciąganiu. Wszystko będzie okraszone motywującymi cytatami i ładnymi kadrami. Takimi jak te poniżej:
Ważne jest to, jak odbierasz takie obrazki.
Natknęłam się ostatnio na ciekawy artykuł dotyczący fikcji życia serwowanej na Insta. Był poparty badaniami. Amerykańscy uczeni dowiedli w nich, że media społecznościowe są uzależniające (zaiste), a młodzi ludzie śledzący profile influencerów mają poczucie nieudanego życia. Bo malownicze wakacje, bo piękna kawa z jodełką na piance o poranku, bo zawsze czyste mieszkania urządzone w skandynawskim stylu, bo niesamowity #foodporn i ogólnie pastelowe życie.
Ludzie skłonni są odczuwać stres, widząc idealne matki, trenerów fitness, podróżników czy innych ludzi sukcesu. A to zamiast motywować, podcina skrzydła. Socjolodzy i psycholodzy biją na alarm − nadmierne skupianie się na lśniącym #mani lub kompozycji porannego #foodie może przynieść zgubne skutki. Kwestie te mogą stać się ważniejsze niż wrażliwość czy empatia. Wnioski są generalnie takie, żeby promować w mediach społecznościowych mniej narzucające się treści i dążyć do prawdziwego życiowego spełnienia.
Ok. Te konstatacje są bardzo mądre i trudno odmówić artykułom obnażającym prawdy o mediach społecznościowych błyskotliwych fragmentów, ale czy naprawdę u większości z nas pokutuje infantylne przekonanie, że tak jest naprawdę? Że piękne zdjęcia, miękkie swetry, wzorzyste late, koktajle z jarmużu, epickie imprezy i bajkowe wakacje… że to jest jakiś wzorzec z Sevres, do którego trzeba dążyć? Czy większość z nas naprawdę nie jest skłonna wychwycić ani obłudy, ani właściwego przeznaczenia mediów społecznościowych? I co ma zdjęcie lśniącego manicure’u do życiowego spełnienia?
Nie taki Instagram straszny, jak go malują
Media społecznościowe mogą naprawdę wiele zdziałać. Mają w nich miejsce piękne i wzruszające akcje, które przypominają ludziom o autentycznych uczuciach i o własnej śmiertelności (o której cały Instaświat zdaje się nie pamiętać). Ludzie na ich łamach wygrywają walkę z rakiem, pokonują anoreksję, wychodzą z depresji i odradzają się na nowo. Takie historie warto pokazywać, potrafią przynieść wielu ogrom nadziei. Są jednak małe codzienne szczęścia i trwogi, których nie pokaże się na Instagramie. Na zdjęciu nie oddasz empatii czy mniej namacalnego sukcesu wynikającego na przykład z pokonania jakiejś wewnętrznej bariery, lęku. Trudno jest pokazać różne odcienie miłości czy poczucie spełnienia. I przede wszystkim − dlaczego ktoś miały chcieć to pokazywać? Całe to gadanie o promowaniu „wartościowych, mniej narzucających się treści” nie uwzględnia chyba tego, że Instagram to nie jest życie. I że naprawdę coraz mniej ludzi daje się zwieść pastelowym obrazkom lansowanym w mediach społecznościowych. Wbrew doniesieniom amerykańskim naukowców 😉
Ja dostrzegam sporo korzyści płynących z aranżowanych instagramowych ujęć. Estetyzacja rzeczywistości wynika z potrzeby piękna. Każdy z nas do tego dąży. To, co symetryczne, urocze i artystyczne pozwala choć na chwilę odwrócić wzrok od pełnej napięć kakofonicznej rzeczywistości.
I czasem dlatego im większa jest przepaść, tym ładniejsze obrazki.
Pomyślcie o tym.