Pamięć płata figle i to już po roku od ślubu. Okazuje się, że zamiast koloru winietek, pierwszego tańca i tortu, pamięta się emocje – widok znajomych ze szkoły podstawowej, dobrą energię skoncentrowaną do potęgi, łzy wzruszenia, stres i ściskanie dłoni w kościele, pięknie zagrany Gabriel’s Oboe Ennio Morricone, „kręcenie bączków” na parkiecie z przyjaciółmi…
Ok, nie oszukujmy się – pamięta się też dekoracje (a raczej ich ogólny zarys), bo w końcu wtedy, przed ślubem były takie ważne, i masę detali, które trochę to pełne przeżywanie tego dnia odbierały, np. spadający i łatwo depczący się welon, nie ta mucha założona przez Pana Młodego (serio, nie założył ślubnej, tylko „poprawinową”), problemy w stylu: „czy zdążymy ze wszystkim”, „co ludzie powiedzą” i „czy nie wyglądam jednak zbyt grubo” również były wtedy na tapecie.
Pamięta się również różne drobne wpadki, pomyłki przy pierwszym tańcu, pęknięcia… Zadziwiające jest to, że takie rzeczy wspomina się potem tak ciepło. Ale dopiero po czasie, gdy podniesie się zawstydzone spojrzenie i dojdzie do wniosku, że brak reżyserii to najlepszy przepis na udaną imprezę i komfort dla gości. W końcu nikt nie lubi być strofowany, gdzie ma stanąć bądź pod jakim kątem wystrzelić tubę z kwiatami, aby płatki adekwatnie okalały sylwetki nowożeńców 😉
Nie miałam ambicji, żeby na czas organizacji ślubu zostać wedding planerką i podziwiam ludzi, którzy z ogromnym namaszczeniem planują każdy, najdrobniejszy szczegół czy ruch. W kwestii takich praktycznych porad, to… nie warto się tak wszystkim przejmować, bo stres potrafi uniemożliwić pełne i świadome uczestnictwo w tym ważnym dniu. A, i długie zimne ognie na weselu wyglądają super – fajna sprawa, bez dużego nakładu finansowego, a i zdjęcia wychodzą efektowne, i goście podchodzą do tematu bardzo miło i z zaangażowaniem 🙂
Mam też dla Was kilka kadrów, którymi chciałam się podzielić. Na materiał foto-wideo czekałam bardzo długo, bo 4 miesiące. W tym czasie zdążyłam już wejść w temat urządzania mieszkania, a zdjęcia na spokojnie przejrzałam dopiero niedawno… 🙂
W jakim stylu urządziliśmy przyjęcie? Trochę elegancko z elementami boho. W katedrze – prosto, z bielą i świecami. Najpiękniejszą oprawą był występ kwartetu smyczkowego Centrum Muzyki Marzeń – niespodzianka od przyjaciół.
Po złożeniu życzeń i pierwszego toastu na sali weselnej czas mija wręcz błyskawicznie, dlatego nie zapominajcie cieszyć się tymi chwilami, napić się dobrego drinka i trochę pobawić z najbliższymi 🙂
W bukietach postawiłam obowiązkowo na eukaliptus i mieszankę biało-morelowych kwiatów. Na stole pojawiały się też akcenty złota – bieżnik, podtalerze i stojaki na świece i bukiety.
Do sesji plenerowej podeszliśmy dość zadaniowo i nie ukrywam, że chciałam już schować suknię ślubną do szafy 😉 Zdjęcia i teledysk plenerowy robiliśmy w pięknym Ogrodzie Botanicznym w Powsinie.
Co jest ważne?
Właściwie ważne są trzy rzeczy. Po pierwsze warto, aby biorący ślub ludzie w miarę możliwości tchnęli trochę swojego ducha w to wydarzenie. Każdy ślub jest trochę rodzinnych spektaklem, nie oszukujmy się, dlatego nie można zapomnieć, że w tym czasie to my odgrywamy w nim główną rolę 🙂 Po drugie, ważne jest, aby mieć z kim wspominać ten dzień. To może banalne, ale warto rozwijać relacje oparte na prawdziwej miłości i życzliwości. Po trzecie, ale najważniejsze jest to, co dzieje się potem – po pożegnaniu gości weselnych i odebraniu materiału ślubnego od fotografa – czyli wspólne życie.